W dzisiejszym wydaniu ,,Parkietu” pojawił się artykuł, który odkrywa powszechne niezrozumienie tego, czym jest analiza techniczna. Przy okazji artykuł przypomniał mi pytanie kolegi matematyka – czy wierzę w analizę techniczną?
Zanim na nie odpowiem, przytoczę krótko, że w artykule pt. Teoria błądzenia losowego kontra analiza techniczna autorzy sugerują, że ,,według radykalnej części naukowców zmiany kursów akcji w krótkim okresie są zupełnie nieprzewidywalne, w efekcie czego analitycy techniczni żyją w świecie iluzji, a z rynkiem nie da się systematycznie wygrywać”. Takie postawienie sprawy jest przejawem kompletnego niezrozumienia czym jest i w jakim celu powstała analiza techniczna. Dla osób, które pierwszy raz stykają się z tym pojęciem posłużę się prostą analogią z lotnictwa. Pilot odrzutowca zanim do niego wsiądzie po raz pierwszy, spędza godziny, studiując podręcznik pilotażu. W podręczniku tym znajdzie zestaw reguł dotyczących sterowania samolotem i algorytmów postępowania w typowych i nietypowych sytuacjach. Jest oczywiste, że reguły te są potrzebne ale niewystarczające do skutecznego latania i przyszły pilot musi spędzić setki (jeśli nie tysiące) godzin, ucząc się praktycznego reagowania na rzeczywiste typowe i nietypowe sytuacje zgodnie z regułami i własnym osądem sytuacji. Jest oczywiste dla każdego dziecka, że sama znajomość podręcznika nikogo jeszcze nie czyni pilotem.
A jak to ma się do inwestowania? Analiza techniczna jako sztuka rozpoznawania potencjalnych formacji, momentum, wsparć i oporów na wykresach cenowych jest podręcznikiem pilotażu w inwestycyjnych przestworzach. Na czym więc polega problem? Obserwując wpisy w czołowych polskich mediach inwestycyjnych odnoszę wrażenie, że przyjmuje się w domyśle taką filozofię:
– podręcznik pilotażu (analizę techniczną wykresów cenowych) analitycy giełdowi traktują często jak kryształową kulę do przepowiadania przyszłości. A kiedy okazuje się (i to słusznie!), że gdy mają otwarty rozdział o skręcaniu w prawo i nie trzymają drążka sterującego, to samolot zawraca – wtedy podnosi się lament, że podręcznik (AT) jest do wyrzucenia. Jest to według mnie jeden z największych błędów metodologicznych – analiza techniczna to narzędzie, dzięki któremu prawidłowo wystartujemy (otworzymy pozycję), poprowadzimy samolot (zarządzanie pozycją – najtrudniejsza rzecz a zwykle pomijana w opracowaniach) i w końcu wylądujemy. Albo podejmiemy decyzję o pozostaniu na lotnisku (poza rynkiem, bo warunki techniczne niesprzyjające), bo pogoda nie pozwala na lot. Ktoś, kto chciałby z podręcznika pilotażu wyczytać, gdzie doleci samolot, nie znając pilota i planowanej trasy, wystawił by się na słuszną kpinę. Zadziwia mnie, że tak mało jest kpiny z ludzi, którzy na podstawie analizy technicznej przewidują np. jaki będzie kurs euro w przyszłym roku.
– rynku nie można pokonać, bo większość funduszy nie pokonuje rynku (tak sugeruje końcówka cytowanego artykułu). Po pierwsze, to nie ukrywam na tym blogu i napiszę to jeszcze raz, że fundusze inwestycyjne (zwłaszcza akcyjne i popularne hedgingowe) uważam za dryfujące donikąd molochy, w których rzadko ktoś trzyma drążek sterowniczy, a cała uwaga pilotów skupiona jest na pobraniu opłat za wejście na pokład. Może to kogoś zszokuje, ale rynek można pokonać, odpowiednio zarządzając ryzykiem inwestycyjnym i prowadząc pozycje. Dlaczego więc fundusze tego nie robią? Powodów jest wiele, ale za najistotniejszy uważam możliwość otwierania krótkich pozycji (zarabianie na spadkach ) i umiejętne zarządzanie nimi. Wprowadzenie krótkich pozycji do pilotażu opartego na analizie technicznej istotnie może zwiększyć skuteczność inwestowania. O szczegółach napiszę później – dodam tylko, że planuję rozpocząć w tym serwisie cykl artykułów o zarabianiu na rynku forex i kontraktach terminowych. Wtedy też odniosę się bardziej specjalistycznie do tematyki analizy technicznej.
Podsumowując, odpowiem na pytanie z początku wpisu. Czy wierzę w analizę techniczną?
Dla kogoś, kto uważa ją za narzędzie do przepowiadania kursów giełdowych odpowiem, że zdecydowanie nie wierzę – tzn. wg mnie, jeśliby ktoś na podstawie samych sygnałów analizy technicznej wielokrotnie podejmował decyzje o kupnie/sprzedaży akcji czy czegokolwiek, to wynik w długim terminie nie będzie lepszy niż gdyby ktoś w swoich decyzjach rzucał monetą.
Ale!!! To nie oznacza, że analiza techniczna jest do wyrzucenia – wręcz przeciwnie – jest niezwykle skutecznym narzędziem, które codziennie pomaga mi w podejmowaniu skutecznych decyzji inwestycyjnych, zabezpieczaniu pozycji itd. i umożliwia bezpieczne zarabianie na rynkach finansowych. Umiejętne stosowanie analizy technicznej pozwala zarabiać w wielu sytuacjach, kiedy inwestor myli się co do przewidywanego kierunku ruchu cenowego akcji, indeksu czy innego waloru. Analiza techniczna jest bardziej nauką reagowania na ruchy cenowe niż nauką przewidywania. Zawsze pamiętaj, że to Ty trzymasz drążek sterowniczy, a jeśli nie chcesz go trzymać albo nie wiesz, gdzie chcesz dolecieć, to lepiej nie bierz się za inwestowanie i wpłać swoje pieniądze banksterom na lokatę.